Zero waste, etyczna moda i troska o siebie – rozmowa z Martyną Zastawną

Zero waste, etyczna moda i troska o siebie – rozmowa z Martyną Zastawną

Zero waste to nie tylko modne hasło – to sposób myślenia, który może realnie zmieniać świat. Martyna Zastawna wiedziała to, zanim jeszcze temat zrównoważonego rozwoju stał się w Polsce popularny. Od ponad dekady łączy ekologię z biznesem, pokazując, że można działać odpowiedzialnie, a zarazem skutecznie.

W rozmowie z WellBeStudio.pl mówi wprost: o tym, jak walczyć z konsumpcjonizmem bez popadania w skrajności, dlaczego małe wybory mają znaczenie oraz jak mówić o ekologii, żeby nas słuchali.

Kiedy pojęcie zero waste pojawiło się w Twoim życiu po raz pierwszy?

Pierwszy raz zetknęłam się z tym pojęciem na początku studiów, a może jeszcze pod koniec liceum – mniej więcej około roku 2010.

Od zawsze interesowałam się natomiast tematami związanymi z szeroko pojętą ekologią. Było to związane z moim zamiłowaniem do przyrody, do środowiska, ale też do kwestii społecznych – z tym, żeby nam ludziom żyło się lepiej w szerokim tego słowa znaczeniu.

W jaki sposób to zamiłowanie przekłada się z jednej strony na pomysły dotyczące biznes, a w jaki – na Twoje codzienne życie? 

Zajmuję zrównoważonym rozwojem w kontekście biznesowym od 10 lat. Na początku poprzez startup, który założyłam, woshwosh – jeden z pierwszych cyrkularnych startupów w Europie.

Następnie zajmowałam się wieloma projektami, które dotyczyły zrównoważonego rozwoju – czy to w ramach wdrażania strategii do biznesu, czy działań komunikacyjnych, czy edukacyjnych, ale także działań doradczych na poziomie instytucji unijnych. Praktycznie w każdym sektorze zajmowałam się tym pojęciem, a każdy z tych sektorów rządzi się trochę innymi prawami.

Jeżeli chodzi o codzienne życie, to myślę, że to jest przede wszystkim większa świadomość tego, w jaki sposób żyjemy, jakich wyborów dokonujemy i co za naszymi codziennymi wyborami stoi. Przykładowo: kupno konkretnej rzeczy jest poprzedzone zastanowieniem, czy naprawdę tego potrzebuję. Jeżeli potrzebuję – to z jakich źródeł mogę to wybrać, jaki to będzie miało koszt środowiskowy itd.

Z jednej strony mamy rosnącą świadomość dotyczącą środowiska, a z drugiej – nieustannie pojawiające się nowe trendy, za którymi gonimy. W jaki sposób radzisz sobie z presją odnośnie konsumpcjonizmu? Jak edukujesz w tym zakresie innych?

Edukuję głównie poprzez moje konto na LinkedIn oraz Instagramie. Ostatnio na przykład przyjrzałam się modzie na Labubu – skąd wziął się ten trend, kto kupuje te laleczki, jaki jest ich koszt środowiskowy, ile emisji węgla generuje produkcja jednej sztuki, a jeżeli mówimy o 100 milionach – to z czym to się wiąże.

Edukuję także na temat zjawisk, takich jak np. ślub Bezosa – tutaj też opowiedziałam o tym z perspektywy klimatycznej, finansowej, ale też z perspektywy Wenecji, która jest zagrożona już od wielu lat przez zmiany klimatyczne. Pokazuję alternatywę dla konsumpcjonizmu i edukuję o tym, jakim kosztem są realizowane, także aktualne trendy. Ale nie chodzi tylko o to, żeby straszyć – pokazuję również, inne możliwości. Ważne jest znalezienie równowagi. Mówię o kupowaniu rzeczy z drugiego obiegu, szyciu ich lokalnie. Istnieje mnóstwo kreatywnych rozwiązań.

W 2015 roku, kiedy założyłam firmę, zrobiłam to właśnie po to, żeby pokazać tę inną opcję: zamiast kupować i wyrzucać buty – można je naprawić i wyczyścić. Teraz nie robię już tego poprzez startup (który w tym roku sprzedałam), jednak dalej działam w tym obszarze – skupiam się przede wszystkim na codziennych wyborach i trendach, ale też na regulacjach. Współpracuję z instytucjami unijnymi, doradzam nie tylko, jakie działania powinny być wdrożone, ale też jak je komunikować, żeby nie były odbierane pejoratywnie. Bo to też jest problem – że wiele kwestii środowiskowych (a czasem też społecznych) kojarzy się nam negatywnie.

Co mówisz w takim razie sceptykom, którzy negują potrzebę zmiany nawyków, widząc jednocześnie najbogatszych ludzi świata lecących do Wenecji prywatnymi odrzutowcami na jednodniowy event. Wiele osób zauważy, że zabieranie lnianej torby na zakupy nie jest w stanie w najmniejszym stopniu zrównoważyć znacznie bardziej szkodliwych zjawisk mających masową skalę…

Mówię wtedy: jeśli milion osób myśli dokładnie w taki sposób, jak mówisz – to ten koszt będzie milion razy większy niż to, co wyrządził Jeff Bezos przez swój ślub, działania w Amazonii czy prywatne loty odrzutowcami. Taka wymówka, powtarzana przez dziesięć, sto czy milion osób, ma ogromny wpływ na to, jak wygląda nasza planeta.

Jestem fanką badań przeprowadzonych kilka lat temu, dotyczących m.in. ekologicznych nawyków. Jednym z kluczowych wniosków było to, że najczęściej wdrażamy te nawyki, które obserwujemy w swoim otoczeniu – wśród znajomych, rodziny, sąsiadów, a nawet konkurencji (w przypadku biznesu). Jeżeli widzimy, że nasza koleżanka nosi lnianą torbę na zakupy – chętniej sięgniemy po własną. To nie jest więc tylko o nas – te małe decyzje mają również znaczenie dla innych i przekładają się na budowanie pozytywnych trendów.

Czytaj: Rakotwórcza chemia w domu. Jak ją ograniczać, by dbać o zdrowie?

Jak oceniasz w Polsce świadomość w sprawach, o których edukujesz?

To jest takie… fluktuacyjne, niestety. Gdy zaczynałam, tej świadomości praktycznie w ogóle nie było. Pojęcie zero waste było kompletnie nieznane. To się oczywiście zmieniło na przestrzeni lat. Teraz niestety znów widać pewien odwrót od kwestii środowiskowych, które zostały mocno upolitycznione. To wpływa na rozwarstwienie społeczne i powoduje, że wiele osób – mając inne poglądy – myśli na przykład, że ekologia to działanie lewicowe. A przecież to dotyczy każdego z nas, bez względu na poglądy.

Zahaczamy tu pewnie o kwestię teorii spiskowych i innych niepotwierdzonych żadnymi badaniami tez…

Ogromną rolę odgrywa tutaj dezinformacja. Jeśli mówimy o kwestiach środowiskowych czy klimatycznych – to jest najwyższy poziom dezinformacji wśród wszystkich tematów. Nawet polityka czy medycyna nie generują takiej dezinformacji, jak klimat. Aż 52% wszystkich informacji w mediach na ten temat to dezinformacja.

Dla przykładu, rozmawiałam ostatnio z moim fizjoterapeutą. Kiedy weszliśmy na tematy środowiskowe, on rzucił: „Ale przecież zmiany klimatu były zawsze”. Mimo że był otwarty na edukację w tym zakresie, zobaczył w social mediach taką nieprawdziwą informację i niósł ją dalej w świat. Jest to bardzo duży problem współczesnych mediów.

Jakie trendy najbardziej Cię dzisiaj martwią?

Najbardziej przeraża mnie to, że wiele działań prośrodowiskowych jest odbieranych jako coś złego. To znaczy – kiedyś bardziej mówiło się o tym, że warto robić coś dobrego dla planety. Dziś coraz częściej widzę, że te działania są ośmieszane albo wykorzystywane do manipulacji, żeby powiedzieć: „No tak, bo to ekościema”.

Jak mówić o ekologii, żeby nie popadać w skrajności?

Na pewno warto mówić ludzkim językiem i nie moralizować. Ja się bardzo pilnuję, żeby nie używać słów typu „musisz”, „trzeba”, „wypada”. To nikogo nie motywuje, raczej wywołuje frustrację lub bunt. Zamiast tego lepiej mówić: „Zobacz, może tak też się da”. Albo: „To jest jedna z opcji, którą możesz wybrać – jeśli chcesz i możesz”.

Warto pokazywać alternatywy, a nie wytykać błędy. Warto opierać się też na konkretach i pokazywać realny wpływ. Przykładowo: „Jeśli wymienisz żarówkę na energooszczędną, to zaoszczędzisz tyle i tyle prądu rocznie”.

I wreszcie – nie krytykować. Każdy z nas zaczyna z innego miejsca. Dla kogoś krokiem będzie rezygnacja z plastikowych butelek, a dla kogoś innego – powrót do naprawiania ubrań. To wszystko ma znaczenie. Nie potrzebujemy kilku idealnych zero waste’owców – potrzebujemy milionów ludzi, którzy robią to nie idealnie, a konsekwentnie.

Czytaj: Clean Fifteen i Dirty Dozen 2025, czyli owoce i warzywa a pestycydy [listy]

Powiązane artykuły




Zostaw komentarz




Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Najnowsze video




Polecane