Nie szukał popularności, a mimo to stał się jednym z bardziej inspirujących głosów w polskim świecie fitnessu. Wujaszek Fericze, a właściwie Krzysztof Ferenc – zawodnik sportów walki, kulturysta, trener personalny, edukator i ambasador zdrowego stylu życia – od lat pokazuje, że droga do sukcesu nie wiedzie na skróty. To raczej długofalowy proces, oparty na trzech prostych słowach: praca, praca, praca.
W szczerej rozmowie dla WellBeStudio.pl opowiada, jak sport ukształtował jego charakter oraz dlaczego psychika to fundament każdej formy aktywności. Fericze to nie tylko doświadczony sportowiec i trener – to przede wszystkim człowiek, który swoją codziennością udowadnia, że dbanie o ciało i głowę to nie luksus, a obowiązek wobec samego siebie i bliskich.
Skąd w Twoim życiu wziął się sport?
Odkąd pamiętam, biegałem za piłką nożną – przez podstawówkę, przez całą szkołę średnią, jeszcze na studiach grałem właśnie w piłkę nożną. W szkole średniej zaraziłem się pasją do sportów walki i zacząłem trenować karate shotokan. Doszedłem do pierwszego kyu, czyli do trzeciego brązowego pasa w karate shotokan. Zacząłem startować w zawodach.
Po szkole średniej, gdy byłem już na warszawskim AWF-ie, przyszedł czas na taekwondo ITF. Na studiach również zaraziłem się ogromną życiową pasją do kulturystyki. Ta kulturystyka towarzyszyła mi od 2009 roku, czyli od pierwszego startu w konkursie.
Po 2017 roku miałem ciężką operację kolana, po czym wróciłem do sportu już stricte amatorskiego. Pracowałem jako trener osobisty i dostałem propozycję walki na jednej z gal freakowych. Przyjąłem tę propozycję i przez kilka lat trenowałem MMA – trenuję zresztą po dziś dzień. Również kulturystyka jest w moim życiu do dzisiaj.
Oczywiście ten sport zakorzenił się we mnie na dobre w trakcie pięcioletnich studiów magisterskich na AWF-ie w Białej Podlaskiej. Jestem magistrem wychowania fizycznego – stąd dalej pomysł na to, żeby zostać trenerem osobistym. Tak pasja przerodziła się w moją pracę.
Odkąd pamiętam, biegałem za piłką nożną. W szkole średniej zaraziłem się pasją do sportów walki i zacząłem trenować karate shotokan. Na studiach na warszawskim AWF-ie przyszedł czas na taekwondo ITF i kulturystykę. Tak pasja przerodziła się w pracę.
Jak ta sportowa dyscyplina przekłada się na życie? W jaki sposób trenowanie od najmłodszych lat uczy życiowej skuteczności?
W moim odczuciu charakter kształtują przede wszystkim sporty walki. Przy karate czy judo mental jest tak samo ważny jak szacunek do drugiego człowieka. Szacunek do zawodnika, szacunek do trenera jest tam na bardzo wysokim poziomie. To przekłada się na życie osobiste, na życie zawodowe, na każdą płaszczyznę naszego życia. Sport uczy punktualności, systematyczności, ciężkiej pracy, rywalizacji.
Rywalizacja w XXI wieku, w tak zagonionym i przebodźcowanym świecie, jest bardzo ważnym aspektem. Sport uczy radzenia sobie z wysiłkiem fizycznym i mentalnym, bycia pod presją.
Bez względu na to, czy to jest życie prywatne, czy zawodowe, na każdej płaszczyźnie znajdziemy odniesienia do sportu i lekcje płynące z regularnego jego uprawiania. Sportowcy od małego są uczeni nie tylko zwycięstw, ale i porażek. Wiedzą, że każdy wielki sukces poprzedzony jest licznymi porażkami, co pomaga im lepiej radzić sobie również w życiu poza halą sportową. Uprawiając sport od najmłodszych lat, jesteśmy uczeni tego, jak ważna jest droga, a nie sam cel.
Wyznaję narrację, którą chyba pierwszy raz użyli chłopaki z Warszawskiego Koksa – motywacja nie istnieje. Motywacja jest miałka. Na koniec dnia liczy się systematyczność, ciężka praca albo – jak powtarzam często moim podopiecznym – „trzy razy P”, czyli: praca, praca, praca. Liczy się rutyna – w dobrym tego słowa znaczeniu. Proces, który zarówno w sporcie, jak i w życiu, jest maratonem, a nie sprintem.
Wyznaję narrację, którą chyba pierwszy raz użyli chłopaki z Warszawskiego Koksa – motywacja nie istnieje. Motywacja jest miałka. Na koniec dnia liczy się systematyczność, ciężka praca albo „trzy razy P”, czyli: praca, praca, praca.

Mówisz dużo o ciężkiej pracy, przede wszystkim fizycznej, ale zakładam, że co najmniej tak samo ważna jest strefa naszej psychiki. Jakie znaczenie w kontekście zdrowej rutyny sportowej i ogólnego well-beingu ma głowa?
Kiedy zaczynałem, nie mówiono jeszcze o psychologii sportowej. Nie było coachów, mentorów, specjalistów, do których można było się wybrać. Szło się na trening, na treningu robiło się ciężką robotę. Jeżeli człowiek był predysponowany do jakiegoś sportu i to było poparte ciężką pracą, prawdopodobnie w efekcie odnosił sukcesy.
Sam nie za bardzo miałem wsparcie ze strony rodziców – cieszyli się oczywiście, że jestem zdrowy, silny, sprawny, natomiast ostatecznie mieli na mnie inny pomysł. Zmianę przyniosła współpraca z moim trenerem, Przemysławem Szyszką, w momencie, gdy zacząłem trenować MMA. To on jako pierwszy zaczął mi wpajać, jak ważna jest głowa.
Sam, będąc jednocześnie trenerem personalnym, uważam, że głowa to podstawa i to od niej powinniśmy zaczynać. Jeżeli w głowie te wszystkie półeczki są poukładane, jeżeli zawodnik ma możliwość, przyjemność, przywilej pracować z kimś, kto jest naprawdę dobrym psychologiem sportowym – taki zawodnik zawsze będzie miał przewagę.
Tym bardziej w tak trudnych dyscyplinach sportowych, jak sporty walki, gdzie wychodzi się do człowieka i z nim konfrontuje. Stres i czarne myśli zawsze są tam obecne. Moich podopiecznych uczę tego, że głowa to nasz komputer – za głową zawsze pójdzie ciało. Jak bardzo byśmy nie byli zmęczeni fizycznie, jak wysoko byśmy tej poprzeczki nie ustawili – zawsze będziemy mogli podnieść ją jeszcze kawałeczek wyżej i nasze ciało to wytrzyma, pod warunkiem, że głowa mu na to pozwoli.
Moich podopiecznych uczę tego, że głowa to nasz komputer – za głową zawsze pójdzie ciało. Jak bardzo byśmy nie byli zmęczeni fizycznie, jak wysoko byśmy tej poprzeczki nie ustawili – zawsze będziemy mogli podnieść ją jeszcze kawałeczek wyżej i nasze ciało to wytrzyma, pod warunkiem, że głowa mu na to pozwoli.
Łatwo jest być sportowcem, łatwo jest ciężko trenować, łatwo jest robić wyniki w momencie, kiedy jesteśmy w strefie komfortu. Psychika zaczyna być ważna wtedy, gdy zaczynają się zawody największej rangi, gdzie mamy naprzeciw rywala naprawdę trudnego, gdy zaczynamy borykać się z kontuzjami, gdy nie układa nam się finansowo, gdy sypie nam się relacja prywatna. Przygotowanie mentalne jest wtedy przynajmniej tak samo ważne jak przygotowanie fizyczne.
Z Twoich obserwacji – jaka jest w Polsce świadomość na temat zdrowego stylu życia, sportu, żywienia? Nie tylko w kontekście zawodowych sportowców, a nas wszystkich.
Uważam, że w dalszym ciągu świadomość tego, jak zdrowie jest istotne, jak sport jest istotny, jak szeroko pojęty ruch jest istotny, jak ważne jest odżywianie, nawadnianie, odpowiednia suplementacja prozdrowotna, regeneracja czy unikanie stresu…
W dalszym ciągu u nas w kraju jest z tym kiepsko. Plus jest taki, że jest tu jeszcze ogromne pole do rozwoju i my akurat fantastycznie się rozwijamy. Fitness zaczyna być wszechobecny. Jest coraz więcej klubów fitness, sal do sportów walki, ludzie trenują MMA, boks, pilates, paddle, siatkówkę, piłkę nożną. Dla każdego coś dobrego.
Pochodzę z Elbląga – kiedy zaczynałem, w Elblągu było karate, był kickboxing, może piłka nożna. Jeśli nie było się predysponowanym do tych sportów, inne dyscypliny można było co najwyżej oglądać w telewizji. Obecnie ten rozwój jest coraz bardziej widoczny, ale nadal jesteśmy jeszcze kilka dobrych lat za krajami, które już dawno temu zrozumiały, że ruch to zdrowie. My, Polacy, musimy jeszcze bardzo dużo się nauczyć.
Wystarczy spojrzeć w statystyki, aby zobaczyć, jak ogromny jest procent nadwagi w naszym kraju, co się dzieje z młodzieżą. Niestety, jesteśmy w tych statystykach w czołówce Europy – to są fatalne wieści. Z drugiej strony widzę, że młodzież trenuje, sport zaczął być trendy, ludzie chwalą się tym, że biegają, morsują, wrzucają parametry z opasek. To jest takie wzajemne zarażanie, motywowanie się właśnie.
Podsumowując – rozwijamy się, jednak w dalszym ciągu jest mnóstwo pracy do wykonania: przez rodziców, pedagogów, lekarzy, media. Wciąż za mało promuje się sport, ale – kończąc optymistycznie – cieszę się, że jest jeszcze tyle przestrzeni do pracy.
Rozwijamy się, jednak w dalszym ciągu jest mnóstwo pracy do wykonania: przez rodziców, pedagogów, lekarzy, media. Wciąż za mało promuje się sport, ale – kończąc optymistycznie – cieszę się, że jest jeszcze tyle przestrzeni do pracy.
Co mówisz opornym, którzy „nie lubią biegać”, „nie mają czasu” na gotowanie zdrowych posiłków i twierdzą, że to w ogóle nie jest dla nich?
Użyłaś sformułowania, które jest najgorszym argumentem i najbardziej podłą wymówką – „nie mam czasu”. Jak słyszę, że ludzie nie mają czasu, mam ochotę wziąć ich na bok i opowiedzieć im, jak wygląda moje życie – dla ilu marek pracuję, ile rzeczy robię każdego dnia, jak wygląda moja, również 24-godzinna, doba.
Mam cztery koty, narzeczoną, nie jestem ojcem, ale mam inne obowiązki – zawodowe. To z kolei setki godzin wyjazdów, nagrań. Zawsze jestem ciekaw, jak miałoby wyglądać życie osoby, która faktycznie nie miałaby czasu na przygotowanie zdrowego posiłku czy pójścia dwa razy w tygodniu na siłownię.
Jestem w stanie zrozumieć, że ktoś nie ma dostępu do szerokiej, miejskiej oferty przestrzeni sportowych, ale nawet w domu zawsze można znaleźć chwilę na to, żeby się poruszać.
Jeśli nie lubimy treningu siłowego – róbmy spacery. Jeśli nie lubimy spacerów – uprawiajmy jogging lub jazdę na rowerze. Nie jestem takim fit terrorystą, który zmusza ludzi do siłowni – absolutnie nie. Jeżeli znajdziemy aktywność fizyczną, która daje nam radość, to już jest świetnie. Powtarzam to ludziom, którzy nie mają wielkiej chęci treningowej: próbuj, znajdź aktywność, która będzie cię satysfakcjonowała.
Przeanalizuj swój kalendarz i zobacz, czy nie jesteś w stanie poświęcić godziny na przygotowanie posiłków. Przestań być człowiekiem-wymówką – to boli główka, to boli paluszek, to dupka. Moim priorytetem jest dobra jakość mojego życia, za tym oczywiście idzie dobra jakość mojego zdrowia – bo chcę być dobrym narzeczonym, sportowcem, trenerem, opiekunem dla moich kotów. Chcę żyć w zdrowiu do późnej starości. Żadna wyższa motywacja nie jest potrzebna.
Przestań być człowiekiem-wymówką: to boli główka, to boli paluszek, to dupka. Powtarzam to ludziom, którzy nie mają wielkiej chęci treningowej: próbuj, znajdź aktywność, która będzie cię satysfakcjonowała.

W internecie znajdziemy setki artykułów teoretyzujących o tym, jak uprawiać sport, czy tych z cudownymi dietami, na których w 10 dni zgubimy 5 kilogramów. W rzeczywistości często okazuje się jednak, że cudowna dieta nie działa, a faktyczna recepta na zdrowie i szczupłą sylwetkę jest banalna, znana od lat…
Tak, rozwiązanie jest najprostsze i znane od wieków. Musimy więcej się ruszać, jeść zdrowiej i mniej. Jeżeli komuś naprawdę zależy na zdrowiu, nie powinien rzucać się od razu na głęboką wodę, tylko obrać sobie cele, które są realne do zrealizowania.
Jaka jest recepta na zdrowie i szczupłą sylwetkę? Rozwiązanie jest najprostsze i znane od wieków. Musimy więcej się ruszać, jeść zdrowiej i mniej.
Na przykład: chcę trenować dwa razy w tygodniu, robić tyle i tyle kroków, postarać się dbać o dietę i sen. Warto skupić się na tym, żeby sumiennie realizować te małe cele. Po pewnym czasie zauważymy, że zaczynamy czuć się lepiej, lepiej się regenerujemy, lepiej myślimy, lepiej śpimy, lepiej wyglądamy, jesteśmy lżejsi i generalnie zdrowsi. To jest klucz do sukcesu.
Są oczywiście fantastyczne diety – chociażby te, które oferują fit cateringi, jak Pomelo. Każdy może tam znaleźć coś dla siebie. Uważam, że dobrej jakości catering jest czymś, co w XXI wieku potrafi naprawdę ułatwić nam życie.
Kiedy zaczynamy świadomie interesować się naszym ciałem, nawiązujemy z nim coraz lepszy kontakt i często już na poziomie intuicji wiemy, czego potrzebuje. Jakie znaczenie ma umiejętność rozumienia sygnałów, które wysyła nam nasze ciało?
Bardzo dobrze, że poruszamy ten wątek, bo ma to ogromne znaczenie. To, jak bardzo znamy swoje ciało, ale i swoją głowę. Człowiek, który od lat trenuje, choćby rekreacyjnie, ma lepsze połączenie głowa–mięsień, mięsień–głowa.
Od razu wie, kiedy jest przetrenowany, zmęczony. Inaczej odbiera najmniejsze zmiany zachodzące w ciele. Sam, trenując od wielu lat, od razu wiem, kiedy podczas treningu mam gorszy dzień. Potrafię zidentyfikować, z czego wynika moje osłabienie. Mając świadomy kontakt ze swoim ciałem, jesteśmy w stanie wyłapać infekcję na wczesnym etapie, ustrzec się schorzeń wynikających z nieprawidłowego żywienia, przetrenowania.
To, jak bardzo znamy swoje ciało, ale i głowę, ma bardzo duże znaczenie. Mając z nimi świadomy kontakt jesteśmy w stanie wyłapać infekcję na wczesnym etapie, ustrzec się schorzeń wynikających z nieprawidłowego żywienia czy przetrenowania.
Na koniec trochę prywaty – jakie plany ma Fericze? Jakich ekscytujących projektów możemy wyczekiwać w najbliższym czasie?
Zupełnym przypadkiem stałem się swego rodzaju influencerem w świecie fitness – przypadkiem, bo nigdy o to nie zabiegałem. Zawodowo zawsze chciałem jednak mieć pozytywny wpływ na życie innych i to chyba udaje mi się osiągać.
Priorytetem w mojej pracy jest motywować, zarażać sportem – to moja osobista misja. Będzie więc jeszcze więcej treningów w ramach Well Be Studio, kontynuacja współpracy z Pomelo czy z Olimpem. Chcę utrzymywać na jak najwyższym poziomie moje zaangażowanie we współpracy z markami, które już teraz dumnie reprezentuję.
Zawodowo zawsze chciałem jednak mieć pozytywny wpływ na życie innych i to chyba udaje mi się osiągać. Priorytetem w mojej pracy jest motywować, zarażać sportem – to moja osobista misja.
Poza tym, co już robię, jest wiele nowych rzeczy, których chciałbym spróbować – jak choćby skok ze spadochronem czy skok na bungee. Może wrócę też do walk w klatce?
Prywatnie priorytetem jest dla mnie moja narzeczona, nasza kocia rodzinka. W dalszym ciągu chcę również pomagać – nie tylko ludziom, ale i braciom mniejszym. W przyszłości chętnie wezmę udział w ciekawych projektach pomocowych, jeśli takowe pojawią się na mojej drodze.













Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *